Kiedy w sklepach pojawiła się powieść Johna Greena Gwiazd naszych wina w Internecie zawrzało. Tumblr oszalał! Każdy chwalił się swoim wydaniem, zapisywał ulubione cytaty, recenzował. W końcu i ja uległam tej fascynacji - od pierwszych stron zupełnie zatraciłam się w lekturze. Gorzko-słodki świat Hazel Grace i Augustusa opuściłam z wielkim żalem i niedosytem. Pomyślałam, że może za pomocą filmu uda mi się przeżyć tę historię jeszcze raz. A potem poszłam do kina...
... i czar prysł. Z sali kinowej wyszłam rozczarowana. Wcale nie jest to wina twórców czy aktorów (aktorstwo zresztą na naprawdę wysokim poziomie!), a moich oczekiwań.
Widzicie, w przeciągu ostatnich lat temat nastolatków chorych na raka stał się niesamowicie popularny. Okazuje się, że to świetny przepis na idealny dramat, zarówno w filmie, jak i w literaturze. A jednak, John Green wyróżnił się na tym polu. Gwiazd naszych wina to nie jest książka o raku, ani nawet o chorowaniu.. To opowieść o godzeniu się z losem, świadomym życiu (przecież wszyscy kiedyś umrzemy, niektórzy po prostu trochę wcześniej. I to czyni tą książkę tak uniwersalną). Bohaterką nie jest dziewczyna-chora-na-raka, a Hazel Grace, która ma osobowość, hobby i plany. Książka zmusza do przemyśleń, zmienia punkt widzenia.
Reżyser naprawdę starał się ująć w filmie to, co w lekturze wydawało się najważniejsze. Cytaty żywcem wyjęte z książki, smsy, niemalże idealne odwzorowanie fabuły. Tylko że gdzieś, między tymi szczegółami, umknęło to, za co pokochałam Gwiazd naszych wina całym sercem. Film bardzo spłaszczył tę opowieść - ot, kolejny dramat o chorej młodzieży. Jasne, śmiałam się, płakałam, ale po wyjściu z sali wytarłam mokre policzki, wyrzuciłam chusteczkę i z uśmiechem wróciłam do rzeczywistości. Dla porównania - z książki leczyłam się ponad tydzień (z marnym skutkiem, bo wciąż czasami prześladują mnie pojedyncze cytaty).
Nie mówię, że ekranizacja jest zła. Przeciwnie! Gwiazd naszych wina ma wszystkie cechy dobrego filmu - są barwne postaci, śmiech, malownicza sceneria, łzy, dopasowany soundtrack, dobrze napisany scenariusz. Problem polega na tym, że wcześniej była książka.
PS. Pozdrowienia z Portugalii! Myślę, że niedługo pojawi się coś nowego w dziale Podróży :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz