Ostatnio popadłam w dół tworzenia. Czuję się, jakby wszystko we mnie się wypaliło i wszystko, co napiszę, automatycznie będzie brzmiało tak, jak smakuje dziesięć razy odgrzany kotlet. Siedzę na fotelu przed biurkiem, schodzę na dół, parzę herbatę, potem kolejną i kolejną, a potem jest już późno i kładę się spać. Jest jeszcze jedna czynność, do jakiej jestem zdolna. Oglądanie seriali. Nie muszę się przy tym za bardzo męczyć.
Wszystkie pomysły na posty albo się wyczerpały albo są denne. Zwykle raczej to drugie.
Czuję, że zbliża się jesień. Zauważyłam dzisiaj, że kilka brzóz już prawie całkiem zżółciało i jest zimno. Czy Wy też niektórych artystów przypisujecie do szufladki "na jesień" i jest to jedyna pora, kiedy do nich wracacie? Jest kilku takich, których umiem słuchać tylko wtedy. Raczej brzmią nieciekawie w lecie.
Jedną z artystek jesiennych, jak pozwolę sobie nazywać ten elitarny krąg, jest Mela Koteluk. Coś czuję, że będzie debiutować w tym roku na mojej plejliście.
Usłyszałam ją pierwszy raz na streamie z pierwszego dnia Coke Live'u, jakoś mnie nie oczarowała. A potem nagle zaczął padać deszcz, zrobiło się zimno, nieprzyjemnie i nagle ta muzyka stała się dla mnie jak miód na serce.
W zasadzie ten post mogłabym streścić w zdaniu: posłuchajcie jej, jest super.
To może przestanę jęczeć i
Dlaczego drzewa nic nie mówią?
Stale płynne
Wolna
+ coś, co pewnie znacie, a raczej jest wysokie prawdopodobieństwo, że kojarzycie choć troszkę bardziej niż te wymienione wyżej, Melodia Ulotna i Wielkie Nieba. Cudo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz