sobota, 17 sierpnia 2013

Ale Anglia to przecież nie tylko Londyn!

 Londyn, Cambridge, Oxford - tak z reguły wygląda wycieczka po kraju Beatlesów. A gdyby tak zmienić zasady gry i pojechać do Anglii... nad morze? Wiem, brzmi zupełnie nielogicznie. I kiedy rodzice przedstawili mi propozycje (nauka języka przez dwa tygodnie, mieszkając u tutejszej rodziny), odburknęłam tylko: "Czemu nie Londyn?". Dzisiaj mija ostatni dzień mojego pobytu tutaj i myślę, że to idealny czas na mój pierwszy post z serii "podróże".

Szkoła w wakacje?
 Wakacje definiuje się z reguły, jako okres odpoczynku od lekcji. Większość dzieci i młodzieży spędza lipiec i sierpień na leżeniu na plaży, kąpielach w basenie czy nadrabianiu zaległości w serialach. Ostatnio jednak coraz popularniejszym sposobem zapychania wolnego czasu staje się... nauka!
 Jeżeli nigdy jeszcze nie wybrałeś(łaś) się do wakacyjnej szkoły językowej, a masz taką okazję, to pakuj walizki i wsiadaj do samolotu! Wystarczą dwa tygodnie, aby zauważyć wyraźną różnicę, zwłaszcza w języku mówionym.

Mieszkać po angielsku
 To jest już moja druga szkoła językowa w wakacje, obie jednak wyglądały zupełnie inaczej. Zasadniczą różnicą było to, że za pierwszym razem mieszkałam w akademiku. Teraz natomiast całe dwa tygodnie spędziłam poznając tutejszy dom od wewnątrz (a jest trochę inaczej niż w Polsce). I muszę przyznać, że zdecydowanie preferuję tą wersję! Dlaczego?
 Po pierwsze jedzenie; mieszkając w campusie serwowali nam przede wszystkim fastfood, a przecież Anglicy nie jedzą śmieciowego jedzenia na każdy obiad. Poza tym gospodyni mojego domu okazała się świetną kucharką. Po drugie każdego dnia mam okazję do rozmowy po angielsku cały czas, również po zajęciach. Po trzecie większość rodzin bardzo się stara i proponuje uczestnikom wiele wygód, jak chociażby telewizja czy wszelka pomoc z odnalezieniem się w mieście. Bałam się, że właściciele domu będą mnie ograniczać i kontrolować, ale okazało się, że dopóki przychodzę na posiłki (są dwa w ciągu dnia + drugie śniadanie) moi opiekunowie wiedzą, że żyję.

W tym różowym domku mieszkałam przez te dwa tygodnie

Co zabrać ze sobą na takie wakacje?
 Nie będę przypominać o bieliźnie czy ręczniku, a raczej o rzeczach niestandardowych, czyli takich, których nie wzięli byście ze sobą na inny rodzaj wakacji (i o których ja zapomniałam i najbardziej mi ich brakuje):
• słownik (a najlepiej odpowiednia aplikacja w telefonie) - sama zupełnie o tym nie pomyślałam
• zeszyt A4 lub A5 i długopis
• mały zeszycik A6 - przydaje się do notowania słówek, które często same się pojawiają zarówno na lekcjach, jak i po oraz frejzali.
• mały upominek dla rodziny. Najlepiej coś, co kojarzy się z twoim krajem (czyli w naszym przypadku Polską). Bardzo dobrze sprawdzają się słodkości, ale z tego co wiem wiele osób preferuje... magnesy!
• parasolka 

Ale nie o tym miała być ta notka...
... a o Great Yarmouth, czyli malutkim, nadmorskim miasteczku niedaleko Norwich. Tutejszy nauczyciel często powtarza: "Myśląc o Anglii, nie patrzcie na Great Yarmouth! To miejsce żyje własnym życiem i jest światem samo w sobie". Nic, tylko przytaknąć.
 Jest tutaj wszystko, czego potrzeba: zaczynając od McDonalda, przez dwa teatry i kino, aż po piękną plażę. Niesamowite, że komuś udało się upchnąć tyle atrakcji na tak małej powierzchni!

Plaża jak w Las Vegas
 Tutejsi bardzo często porównują swój kawałek morza do tego w amerykańskiej metropolii. I wcale nie jest to tak bardzo przesadzone. Wokół plaży toczy się całe życie towarzyskie. Rankami turyści jadają śniadania w nadbrzeżnych restauracyjnkach. W południe rodziny z dziećmi grają w piłkę, a staruszkowie urządzają sobie pikniki, natomiast wieczorami całe miasto zbiera się, by oglądać fajerwerki w przyjaznej atmosferze. Coś niesamowitego!


Miejscowy sklep z książkami
 Wszystkie książki za 1 funta - te nowe, w twardej oprawie, świeżo po premierze (no dobra, może nie tuż po premierze) oraz te wieloletnie, z pożółkłymi kartkami. Oczywiście po angielsku. Właścicielami sklepu jest małżeństwo moli książkowych. którzy mają niesamowity dar pomagania ludziom znaleźć to, czego szukają (nawet jeśli sami klienci nie do końca wiedzą, co to ma być).

Angielska architektura
 Szeregowce, ceglane budynki, wieże zegarowe - tak mniej więcej wygląda cała Anglia. Wygląda... estetycznie (tylko tyle przychodzi mi na myśl, bo mijając miliony identycznych ulic zaczyna być to trochę monotonne).


Na koniec jeszcze trochę zdjęć. Trochę, bo wszystkie zrobiłam w jeden (ostatni) wieczór, znajdując chwilę czasu między zajęciami lekcyjnymi, a pakowaniem walizki. Obiecuję, że w notce o Czarnogórze, która niedługo się pojawi jakość zdjęć będzie znacznie lepsza.








PS. Post zaczęłam pisać bardzo dawno temu i stąd błąd w pierwszym akapicie, bo od wyjazdu minął już tydzień. Wybaczcie, ale dopiero teraz udało mi się zgrać i uporządkować wszystkie zdjęcia.

3 komentarze:

  1. Jestem wielbicielką angielskiej architektury i cegieł wszelakich (o ile ktoś nimi nie rzuca), więc po powrocie do Polski i zobaczeniu tych wszystkich blokowisk wyglądałam mniej więcej tak -> ._. Te budynki są cudowne, a mieszkania w starych fabrykach itepe to już szczyt szczytów cudowności. ♥♥♥ Szkoda, że w Polsce się tak nie da.
    Kraina książek świetna! Sama nie miałam okazji w takowej pobuszować, ale zwiedziłam kilka sklepów z płytami i wiem, jakie wspaniałości za niewielką cenę można tam dostać. :D Szkoda, że w Polsce się tak nie da. #2

    A co do nadmorskich miejscowości to bardzo chciałam pojechać do Blackpool, jednego z trzech miejsc na świecie(!), gdzie jeżdżą piętrowe tramwaje, ale nic z tego nie wyszło. ;(

    I jeżeli mam być szczera, to Londyn nie przypadł mi jakoś specjalnie do gustu. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat za angielską architekturą nie przepadam; jest dla mnie ciut zbyt monotonna, chociaż na początku byłam nią zachwycona.
      Gdybym była Anglikiem całymi dniami czytałabym książki, oglądała filmy i słuchała muzyki, bo to wszystko jest tam tak tanie! Obkupiłam się w płytach tak, że musiałam przewozić połowe w bagażu podręcznym, bo takiej okazji nie można przepuścić ;)
      Ja lubię Londyn, chociaż chyba bardziej spodobało mi się Cambridge, którym jestem oczarowana!

      Piętrowe tramwaje? Szkoda, że w Polsce się tak nie da. #3

      Usuń
  2. Ja wróciłam z czternastoma płytami w bagażu podręcznym (plecaku), ledwo upchnęłam, bo miałam tam również m.in. laptopa, lustrzankę oraz duże słuchawki.
    Londyn nie był zły, po prostu... nie wiem, coś mi tam nie pasowało. Za to spodobał mi się Liverpool, który wręcz zachwycająco wygląda w nocy z pokładu samolotu. *o*

    No, jak ciekawostkę dodam, że takowe tramwaje można jeszcze znaleźć w Aleksandrii oraz Hongkongu. :P

    OdpowiedzUsuń