Tytuł: "I boję się snów"
Autor: Wanda Półtawska
Sama nie wiem, co skłoniło mnie do zabrania się za tą książkę. Okładka jest szara i nudna, tytuł wcale nie intryguje, a tematyka (chociaż bardzo ciekawa) wałkowana wiele razy i, zdaje się, oklepana. A jednak. Coś podkusiło mnie, żeby ze stosu książek wyłowić akurat tą jedną. Wystarczyło, że ją otworzyłam i przeczytałam kilka pierwszych linijek - już wiedziałam, że temat obozów koncentracyjnych jest tutaj poruszany zupełnie inaczej.
Wanda Półtawska
Wanda jest lekarzem-psychiatrą, a wielu wybitych doktorów studiuje jej publikacje naukowe. Podobno ma świetne podejście do dzieci, w końcu sama ma cztery córki. Może jest też babcią? Na ten temat informacji znaleźć nie mogłam, ale w wieku 92 lat byłoby to jak najbardziej normalne. A więc jest przykładną żoną, matką i emerytką. Jest szczęśliwa. Ale jaka ciężka była jej droga do szczęścia!
Wanda w 1963 roku |
Nowy rozdział w życiu Wandy zaczął się 28 maja 1945 roku. To dzień, kiedy wróciła do domu po długoletnim pobycie w obozie. Niby to już koniec, wolność. O to przecież tak długo walczyła, udało się , przeżyła! Ale okazało się, że od wspomnień nie jest się tak łatwo uwolnić. Najgorzej było nocą, sny doprowadzały do tego, że Wanda nie kładła się spać, byle tylko tam nie wracać. Za namową swojej dawnej nauczycielki przelała wszystko na papier. Pomogło. Sny pojawiały się rzadziej. Zanim Wanda postanowiła te przemyślenia wydać musiało minąć wiele lat.
Może zastanawiacie się: co więc różni tą książkę od wszystkich pozostałych wyznań więźniów politycznych? Chyba właśnie to, że nie jest pisana pod publikę, nie została stworzona dla czytelnika (o to widać; skróty myślowe, nazwiska, niemieckie zwroty).
Obóz oczami człowieka
To, czego najbardziej nie lubię w większości książek zarówno o wojnie generalnie, jak i o obozach to sposób, w jaki są napisane. Co najmniej, jakby w piekło wojny nie przeżywali ludzie, a kukiełki, teatralne marionetki bez większych przemyśleń, uczuć i bez strachu. Tylu zginęło, tylu rannych - numery, puste nazwiska, postaci bez osobowości, bez twarzy. Wiem, że nie da się opisać każdego więźnia z osobna, ale wyłożenie faktów jest najgorszym, co można tej historii zrobić.
Wanda opisuje to zupełnie inaczej. Każda z "króliczków" (jak mówiono na polskie więźniarki polityczne; ofiary eksperymentów medycznych) jest zupełnie inną osobą, a Półtawska podkreśla ich odmienność.
Co z tego, że książka nie jest dziełem pięknej prozy? Nie raz natrafiłam na błędy składniowe i językowe, ale to tylko dodaje lekturze osobistego charakteru. Przecież kto z nas układa myśli w swojej głowie w wyszlifowane opowiadania?
"I boję się snów" to książka o ludziach, którzy muszą zmierzyć się z samym sobą. Ludziach, którzy widzą na liście swoje nazwisko i już wiedzą, że to ostatnie chwile ich życia. Wraz z autorką, chociaż w jakimś stopniu, przeżywamy katusze, jakie gwarantował obóz. Wanda pokazuje w ludziach ludzi - nie numerki.
Nie da się napisać recenzji tego typu książek, bo są zbyt osobiste i każdy odbiera je na swój sposób. Nie będę więc zaburzać Wam własnego zdania w tym temacie. Dla mnie ta książka była jakimś wybawieniem i coś we mnie zmieniła.
Dzisiaj krótko, po prostu chciałam podzielić się z Wami tą lekturą i może przekonać niektórych do sięgnięcia po nią. 215 stron, które zmusza do zastanowienia nad życiem, światem, samym sobą i innymi oraz obrazuje wszystkie słabości i zalety człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz