czwartek, 30 maja 2013

"Oszukujemy siebie tak często, że gdyby nam za to płacili, moglibyśmy się spokojnie utrzymać.": podsumowanie maja 2013.

Maj jest nudny pod każdym możliwym względem.W maju straciłam motywację, nic mi się nie chciało (i po części wciąż nie chce! ale pomalutku się zbieram), nie pisałam prawie nic, słuchałam tego samego co zawsze. Żeby tego było mało, wkręciłam się w tumblra, który zjada niesamowitą ilość mojego wolnego czasu. W zasadzie tumblrowanie jest bardzo nieproduktywne, ale ma właściwości mocno uzależniające. W każdym razie mam nadzieję, że szał na tumblra też mi szybko przejdzie.

Prywatny blog zwierzeniowy o niczym koniecznie potrzebny, hm?

I nie miałam internetu przez jakiś czas. To też trochę ograniczyło pisywanie postów, bo na pisanie na klawiaturze komórki jest nie lada zadaniem, tekst uwielbia się samoistnie się kasować. Mimo wszystko, wyszukałam kilka egzemplarzy godnych zobaczenia czy posłuchania : ). Trochę nowości, trochę starych śmieci i trochę krótko. Czas zacząć podsumowanie.


Film i telewizja.

 Nudno. Skończył się jeden z moich ulubionych tvnowskich seriali "Przyjaciółki", "Dr House" też się skończył, co ja teraz będę robić w czwartkowe wieczory, hm? : <. Totalny brak alternatyw. Jeśli chodzi o filmy, to przypominam sobie tylko cztery.

Jedynka to "Łzy Słońca" z Monicą Bellucci i Bruce Willisem, jednym słowem - wspaniały film. Ciężko jest mi powiedzieć, co mi się nie podobało. Nie brakowało dobrej akcji, jeszcze lepszej fabuły i najlepszej gry aktorskiej, jaką widziałam w ostatnim czasie! Jedyne, co troszkę mi przeszkadzało, to niedomówienia, niedbałość o szczegóły, przez co można się dopatrzeć dość pokaźnej ilości błędów w ujęciach, dialogach czy chociażby charakteryzacji aktorów. Jeśli jednak ktoś nie zwraca uwagi na drobiazgi lub jest w stanie przymknąć na nie oko - bardzobardzo polecam.

Film numer dwa to "The Social Network", którego już dość szeroko oceniałam wcześniej, więc nie mam po co wracać. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do archiwum.

Trzeci film to "Bejbi Blues", autorstwa reżyserki Kasi Rosłaniec, znanej wcześniej z "Galerianek". W tym momencie chciałabym  wymownie zamilczeć, co zupełnie odda moje nastawienie, ocenę i opinię tej produkcji : ).

Ostatni i najlepszy film to "Magiczne Słowa: Opowieść J.K Rowling", film z 2011 roku, a dowiedziałam się o nim dopiero teraz. Biograficzny, ale ciekawy, szczery i urozmaicony.

Książka.

♥ "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", N. H. Kleinbaum, na podstawie scenariusza filmowego. W sumie, wypożyczyłam ją z biblioteki jako pierwszą lepszą, bo akurat mieliśmy zastępstwo/wolną godzinę/coś takiego w szkole i w ciągu czterdziestu pięciu minut przeczytałam około pięćdziesięciu stron, potem dokończyłam resztę. Nie za bardzo mogę  porównać książkę z filmem, bo tego drugiego zupełnie nie pamiętam, nawet nie jestem pewna czy oglądałam go do końca.
♥ "Przygody Sherlocka Holmesa", A. C. Doyle. Trafiła do mnie tak samo jak ta wyżej, tylko że tę akurat przeczytałam dużo szybciej. Podoba mi się, może napiszę coś więcej, jak skończę kolejną część, która już na mnie czeka na półce.
♥ "Dowód", Eben Alexander, moja pamiątka z Warszawy. Jeśli sięgam po bestsellery, to tylko z ciekawości, tak też było tym razem. Nie jest to największe dzieło, jakie kiedykolwiek czytałam, momentami przewracałam kartki, bo nie znalazłam tam nic ciekawego. Śmiem twierdzić, że książka ta utrzymała się na szczytach list najlepiej sprzedawanych dlatego, że jest bardzo kontrowersyjna, bo treść wcale nie zachwyca.
♥ "W Dżungli Podświadomości", B. Pawlikowska. Tutaj planuję napisać jakąś recenzję, splot myśli lub coś podobnego na jej temat, zbyt wiele przemyśleń, jak na krótkie podsumowanie : ).

Muzyka.

Happysad. Rano, w południe, wieczorem, w kuchni, łazience, przedpokoju, na klatce, w ogrodzie, na ulicy. Wszędzie. Wszędzie happysad, mnóstwo happysadu i jeszcze więcej, nawet za dużo. Jasne, znałam ten zespół wcześniej, kilka piosenek potrafiłam zaśpiewać nawet z pamięci, ale teraz potrafię na pamięć teksty z  prawie całego ich repertuaru. Z moich ulubionych mogę wymienić "Koniec", "Długą drogę w dół" i żeby było choć troszkę bardziej pozytywnie - "Jak ja kocham to miejsce".
Ciężko też było mi ominąć Beyonce, którą ostatnio w internecie widzę wszędzie, ale zupełnie przez przypadek. Nie wiem, jak udał się jej występ na Orange Warsaw Festival, niezbyt mnie to interesuje, bo nigdy nie byłam jej wierną fanką ; d. W każdym razie, miło było sobie przypomnieć charakterystyczne "Single ladies" czy "Beautiful Liar" śpiewane w duecie z Shakirą. Poczułam się trochę, jakbym znowu miała osiem lat.
Dość dużo było też Florence + The Machine (gdzieś sobie leży mój wywód na temat dwóch płyt, który pisałam, jak jeszcze miałam motywację, może go jeszcze kiedyś opublikuję) i SDMu.

Poza tym, pokochałam taką jedną, niezbyt oryginalną i porywającą piosenkę. Najpierw spodobał mi się cover, dokładniej cover Grzesia Hyżego w X-Factorze, potem zaczęłam męczyć oryginał. Maroon 5, "She will be loved", posłuchacie jeśli nie znacie.


Cytat tytułowy zaczerpnięty od mistrza Stephena Kinga, tak bardzo prawdziwie. Obrazek pożyczony z weheartitu.

1 komentarz:

  1. Oki, jestem kulturalnym gburem, czytam jedną książkę na miesiąc, a filmowo zaspokajam się częściej komedią romantyczną niż czymkolwiek innym (rozumiem że Plotkara sie nie liczy), a to co mogę powiedzieć - Happysad ♥ Nałogowo słuchałam ponad rok temu, a teraz od czasu do czasu puszczę sobie, i odpływam ♥ "Długa drogę w dół" will be loved forever, ale "Łydka" też daje radę, i sumie dużo takich, ale obawiam się że wymienione tytuły byłyby dłuższe niż cały komentarz. Lofki, K. ♥

    OdpowiedzUsuń